
Już wkrótce znów uwolnimy karpie. To już od kilku lat nasza wigilijna tradycja, symbol miłości, pokoju i nowego życia oraz przeogromna radość dla Trojaczków. Wszystko zaczęło się przypadkiem i trwa po dziś dzień, a dla mnie jest to najwspanialszy prezent na święta Bożego Narodzenia.
Wszystko zaczęło się w Radio Zet, w którąś niedzielę przed wielu laty, kiedy to z zapałem słuchałam jednej z lepszych audycji radiowych "Świat według blondynki". Beata Pawilkowska opowiadała wtedy o świątecznej tradycji, którą z lubością pielęgnują Prażanie.
Otóż krótko przed świętami Bożego Narodzenia należy kupić żywego karpia, któremu pozwalamy pływać w wannie. W Wigilię Prażanie wcale nie mordują zwierzęcia, wręcz przeciwnie, darują mu życie wypuszczając do Wełtawy. Tradycja ta jest symbolem miłości i nowego życia darowanego jednej istocie przez drugą.
PIĘKNA TRADYCJA
pomyślałam i obiecałam sobie, że kiedyś i ja tak uczynię. Uczyniłam, kilka lat temu, ku ogromnej radości naszych Trojaczków oraz zaskoczeniu i niezadowoleniu mojego Bossa.
- Co? - spytał z niedowierzaniem - Chcesz tyle kasy wyrzucić do rzeki?
- Tak, chcę. - odparłam wesoło - Potraktuj to proszę jako mój bożonarodzeniowy prezent. Amen.
Tak też się stało.
Karpie pływały w naszej wannie tylko jedną dobę, bo jakoś szkoda było mi szykanować stwory dłuższą niewolą.
W Wigilię Bożego Narodzenia rano zapakowaliśmy karpie do skrzynki z wodą, przykryliśmy pokrywą i pojechaliśmy nad rzekę.
Trzy córcie, trzy ryby, każda, z pomocą mamy wypuściła swojego karpia na wolność.
Wszystkie wyglądały na ciężko zaskoczone, jednak szybko zniknęły nam z oczu.
Teraz za każdym razem, gdy widzimy rzekę, Trojaczki wołają:
- Ooo! Tam pływają nasze karpie! :-)
A gdy przechodzimy koło miejsca uwolnienia, zastanawiamy się, czy może przypłyną do nas w odwiedziny.
Od tamtego czasu każdego roku wypuszczamy ryby, jednak tradycję trochę przekształciliśmy, na naszą. Ryby kupujemy w dzień ich wypuszczenia, nie trzymamy ich w wannie, bo to czysta szykana. Gdy zamawiamy je w hodowli, prosimy o wybranie egzemplarzy, które mają największe szanse na przeżycie w naturze, do tego kupujemy ryby rzeczne, a nie jeziorne.
Wielu słuchaczy, sprzedawców, innych klientów hodowli ryb i postronnych świadków puka się w czoło, gdy widzi nasze poczynania. A my uwielbiamy naszą tradycję. W tym roku też wypuścimy ryby na wolność. Pstrągi albo okonie, zobaczymy. Cała damska część naszej rodziny już się cieszy, a męska, no cóż, kochana jest, bo jakoś to zaakceptowała ;-)
Pozdrawiam serdecznie, miłego wieczoru,